Czego nie da Ci native speaker [Angielski to Furtka #4]
Nie ma dnia, żebym nie przeczytała na fejsie, że konwersacje z “nejtiwem” to jedyna słuszna droga, jeśli chcesz śmigać po angielsku.
Jak czytam coś takiego, to zawsze przewracam oczami.
Dlaczego?
Podobno czar native speakera polega na tym, że dzięki niemu będziesz znała fajniejsze słówka i będziesz miała lepszy akcent, więc będziesz mówić “bardziej naturalnie”.
Wszystko fajnie, ale zastanów się, czy tam, gdzie Ty używasz angielskiego, akcent i wypasione słownictwo są faktycznie aż takie kluczowe.
Zapraszam Cię do dyskusji na ten temat!
Listen to „#4: Czego nie da Ci native speaker” on Spreaker.Akcent to nie wszystko
Co jest ważniejsze: akcent czy dobra wymowa? Cóż, jeśli chcesz się skutecznie dogadać, to akcent może być istotny. ALE moim zdaniem palmę pierwszeństwa w tym wyścigu zdobywa zdecydowanie poprawność. Czyli po prostu wymawianie słów tak, żeby były one zrozumiałe. Akcent brytyjski czy amerykański może brzmieć uroczo, ale zastanów się, czy aby na pewno jest to absolutna konieczność, bo może niepotrzebnie tracisz energię na dążenie do “ideału”, podczas gdy zupełnie spokojnie mogłabyś dążyć po prostu do swoich celów. Na świecie jest masa osób, które nie są native speakerami z angielskiego, a mimo to perfekcyjnie posługują się angielskim. Nieważne, czy mówisz jak CEO z Ameryki. Ważnie jest to, jak Ty mówisz po angielsku, jaki jest Twój angielski, bo to jest część Twojej tożsamości.
Nie-native speakerzy na świecie
Wiesz, że na świecie jest więcej osób, które znają angielski jako drugi język niż tych, dla których angielski jest językiem ojczystym? Jak się tego dowiedziałam, dało mi to bardzo do myślenia. Tobie też powinno 🙂 Bo to oznacza, że prawdopodobieństwo, że będziesz na co dzień gadała z osobami, które używają angielskiego jako języka obcego jest o wiele większe niż to, że będziesz rozmawiała z “prawdziwymi” native speakerami. A w korpo to już prawie na pewno tak będzie. Byłam tam, sama widziałam!
Nie native speaker, ale efektywny nauczyciel
Czy mam coś przeciwko native speakerom? Bynajmniej! Sama miałam parę lekcji z takimi osobami i bardzo je lubiłam. Sęk w tym, że to nie jest jedyna słuszna droga. A na pewno nie antidotum dla wszystkich, którzy chcą opanować angielski. Wszystko zależy od Twojego aktualnego etapu i celu, do jakiego zmierzasz. Często lektor, który sam uczył się angielskiego jako obcego, zna trudności, które mogą Cię spotkać na drodze do opanowania języka. Posiada warsztat lektorski, który może pomóc Ci zrozumieć niuanse języka i nauczyć się bardziej funkcjonalnych zwrotów. To, że ktoś jest nejtiwem z angielskiego, nie sprawia automatycznie, że ta osoba będzie skutecznym nauczycielem.
Dorośli potrzebują struktury i intencji w nauce
Zapomnij o myśleniu, że angielski da się magicznie wchłonąć, jeśli tylko się w nim zanurzysz. Wiele osób popełnia ten błąd i myśli, że otaczanie się językiem wystarczy, żeby się go nauczyć, bo przecież tak się uczą dzieci.
No właśnie – dzieci.
Dorośli mają już swoje przekonania, swoje sprawy na głowie, swój zasób wiedzy i swoje cele. To oznacza, że w przeciwieństwie do dzieci, my nie mamy czasu na metodę prób i błędów. Kiedy szkołę masz za sobą, zazwyczaj uczysz się angielskiego w bardzo konkretnym celu. A jeśli jesteś u mnie, to zapewne angielski Ci jest potrzebny w pracy i to jest Twój cel.
Żeby ten cel osiągnąć, potrzebujesz struktury, która możliwie jak najszybciej doprowadzi Cię do upragnionej swobody rozmawiania z koleżankami i kolegami z zagranicy.
Zamiast panierować się angielskim i uczyć się go bez ładu i składu, fajnie jest wypracować system. Postaw sobie cel i poświęć chociaż kilka minut dziennie na naukę albo powtórki. Ważne, żeby pracować z intencją. Czyli nie porobię sobie coś, może Netfliksa pooglądam?, tylko: Dzisiaj przeczytam artykuł XYZ i wypiszę sobie 4 słowa, i zrobię z nimi zdania.
A co z błędami?
Ano właśnie – błędy. Dzieciaki się ich nie boją, za to my, po długich latach w systemie edukacji unikamy ich jak ognia. To zrozumiałe, ale warto z tym popracować, bo błędy to piękne chwile. Serio! Zobacz: od razu widzisz, co jest nie tak. Od razu możesz coś z tym zrobić, a nie zgadywać, domyślać się i modlić się, czy aby na pewno to, co mówisz, da się zrozumieć.
Wiadomo – nie ma co przesadzać. Tutaj też jest jakiś próg bólu 🙂 Ale nie nauczysz się mówić dobrze tak długo, jak nie potkniesz się kilka razy. A potem podniesiesz się, otrzepiesz i pójdziesz dalej – lżejsza o jedną pomyłkę 😉
Kiedy native speaker jest OK
Uczenie się od native speakerów może być wartościowe, zwłaszcza na bardziej zaawansowanym etapie nauki. Możesz wtedy skupić się już stricte na rozmowie, pogłębianiu niuansów i szczegółów, które Cię zaintrygują, szlifowaniu umiejętności językowych, które już masz.
Ale czy native jest niezbędny od zaraz?
Jeśli uważasz, że tak – takie Twoje prawo.
Ale ja będę się upierać, że w codziennej pracy w korpo zrozumiały język i zwykła uprzejmość są sto razy ważniejsze niż akcent z ulic Londynu albo kolejne słowo na 4 sylaby, które może spotkasz w “New York Times”, ale którego nikt nie używa na co dzień.
Dlatego uważam, że cały ten “nejtiwspikeryzm” to chwyt marketingowy i wielka ściema.
Nie musisz wiecznie gonić za jakimś niedoścignionym wzorcem akcentu. Nie musisz kolekcjonować wybajerzonego słownictwa. Angielski to tylko narzędzie. A to, że ktoś urodził się z tym narzędziem w ręku nie sprawi automatycznie, że to dobry nauczyciel.
Kropka.
A Ty co sądzisz o nejtiwspikeryźmie? Jakie masz doświadczenia? Chętnie poznam Twoją perspektywę!
Znajdziesz mnie tutaj: IG: angielski_furtka i FB: angielskifurtka lub – jeśli stawiasz na lektora języka angielskiego 😉 – sprawdź od razu pełną ofertą możliwości współpracy: https://angielskifurtka.pl/oferta-furtki/.